Saturday, March 26, 2011

w gosciach

Dzisiaj poszlismy w gosci na kolacjo-obiad. Lubego z (nowej) pracy (nowy) znajomy zaprosil. Znajomy podobno tez dzieciaty, wiec zaproszenie na 16 bylo bardzo child-friendly. Nic wiecej o nim nie wiedzielismy, bo Luby nie odznacza sie wybitnym talentem towarzyskim. Zapakowalismy butle i sloiczki dla Stokroty, tone pieluch, bo ona ostatnio jakos ma szybka przemiane materii, ze sie tak wyraze, i modlilismy sie zeby spokojnie sobie spala w metrze. Ponad godzine siedzielismy w pociagu, na szczescie nie trzeba bylo sie przesiadac, tylko poczytalam sobie milo kryminalik, z kawa na wynos siedzialam i myslalam do czego to doszlo, ze ksiazka z kawa w metrze to dla mnie mila rozrywka. Metro buja wozek, wozek buja Stokrote, Stokrota odplywa w sen, ach, poezja, mama czyta i przegryza paczka. Dobrze ze sobie pojadlam, bo obiad okazal sie w stylu amerykanskiego zdrowego zywienia, skladal sie z trzech rodzajow surowek, na szczescie okraszonych winem i serem, mniam. Dziecko znajomego bdb, fajny synek, chociaz podczas trwania kolacji zaatakowal mnie a) gumowym karaluchem, b) plastikowym dinozaurem c) niewidzialnym (!) wezem. Zaden z jego dwoch tatusiow nie interweniowal, zreszta co tam, w sumie smieszne to bylo. Tatusiowie sympatyczni, i milo ze nas wciagaja w towarzystwo, wreszcie bedziemy mieli znajomych. Moze. Chociaz oczywiscie przez cala kolacje musialam gryzc sie w jezyk zeby nie zapytac skad wzieli synka. Taka jestem ciekawska, no.

2 comments:

  1. W zlotej kolysce prosto z Kryptona ten synek? :-)

    ReplyDelete
  2. No, wszystko jest mozliwe. Nawet wygladal troche jak Clark Kent w mlodosci. A troche jak Harry Potter;)

    ReplyDelete