Thursday, May 26, 2011

mama sama

Szkole sie. Konferuje. Networkuje. Z uwaznym usmiechem slucham nudnych prezentacji. Rzucam inteligentnymi komentarzami. Dyskutuje nad filizanka kawy lub kieliszkiem wina. Wlaczam sie w dyskusje zagarniturowanych facetow po piecdziesiatce. Zartuje. Przeprowadzam burze mozgow. Demonstruje zasoby wiedzy katalogowane w ciagu ostatnich 10 lat edukacji.

Wracam do pokoju. Jednym kopnieciem zrzucam sandaly, jednym szarpnieciem uwalniam sie ze spodnicy. Chwytam telefon i dzwonie do domu. Stokrota ma sie dobrze. Jeszcze nie przeszla na niemiecki, jej monotonne "ba ba ba" nie nabralo germanskiego akcentu. Przynajmniej tak mi sie wydaje przez telefon. Luby godnie broni fortu, jedyne czego sie obawiam to ewentualne zestawienia kolorowe ubranek Stokroty. Pod wzgledem laczenia bluzek ze spodenkami Luby preferuje zestawy "jajecznica ze szczypiorkiem" lub "kwiatki, kratki, paski, byle bylo wesolo". Na razie dokumentacji wizualnej nie widzialam.

Nie tesknie za bardzo. Dziwne to, myslalam ze serce mi sie bedzie lamac kazdej nocy bez dziecka. Ale nie.  Jestem tak zagoniona ze nie mam na to czasu, wieczorem padam na lozko i spie. Tylko jak Stokrote slysze przez telefon to mi sie robi jakos smutno i pusto. Brakuje mi tlustego cialka do przytulenia, brzuszka do calowania, wloskow do wachania. Ale zaraz zasypiam, a rano w nerwach wkladam znowu spodnice, szpilki i marynarke, nie myslac o malej. Aby do soboty.

Tuesday, May 24, 2011

rozne plaszczyzny zwiedzania

Zwiedzamy Germanie. Ja widze klasztor, kamieniczki, skwerek, gory. Stokrota widzi kamienie, trawe, psy i piasek. Zupelnie inne kraje zwiedzamy, zupelnie inne miejsca. Kiedy pokazuje jej obraz, ona widzi sznureczek przyczepiony do jego ramy, ktory swietnie nadaje sie do ciagniecia. Kiedy podnosze do gory by popatrzala na rzeke, Stokrota chichota i lapie mnie za wlosy. I tak sobie jedziemy przez Niemcy, przez Polske, przez USA, przez swiat. Ciekawa jestem kiedy nasze swiaty sie spotkaja i zobaczymy to samo. Na razie ma swoj makrokosmos, swiat rozleglego dywanu, niezdobytej gory schodow, zakazanego krolestwa lazienki. Zostanie tu z tata na kilka dni -a ja ruszam w Alpy!

Saturday, May 21, 2011

po niemiecku

Jestesmy w niemieckim miescie G. W niemieckim miescie G. historia kluje w oczy, pcha sie do rak, zadziwia za kazdym rogiem. Nie jestem jeszcze na tyle zamerykanizowana zeby jeczec z zachwytu na widok czegokolwiek starszego niz 100 lat, ale tutaj... ratusz z czternastego wieku, pelno zabytkowych kosciolow, no i te kamienice z muru pruskiego, jak domki z piernika. Niesamowite. I do tego czerwcowa pogoda, pachnie bez, kwitna kasztany, trawa sie zieleni - po betonowym krajobrazie Nowego Jorku czuje sie jak w bajce. Czasami ta bajkowosc troche mnie przeraza. Wszystko jest takie perfekcyjne i zadbane. Idealnie wypieczone drozdzowki zolca sie w wypucowanych gablotach pierkarni. Zadowolone mamy wioza na bagaznikach rowerow swoje usmiechniete blond-dzieci. Zadbana staruszka karmi pieska siedzac przy kawiarnianym stoliku. Czy to mozliwe? Kraj w ktorym nawet staruszki sa zadowolone z zycia? W ktorym niepelnosprawni moga sie swobodnie poruszac na specjalnie dostosowanych trasach? W ktorym ludzie zostawiaja laptopy w kawiarni na stoliku i ida do toalety bez obawy ze ktos je zgarnie? To niemozliwe. To jakies wielkie oszustwo, moze jak te wioski potiomkinowskie budowane dla cara Rosji? Najpewniej ci wszyscy zadowoleni faceci ida do domow i bija swoje zony, kobiety wymiotuja pysznymi drozdzowkami zeby nie przytyc, a staruszki zajmuja sie oszukiwaniem opieki spolecznej na wielka skale. A moze wszyscy mieszkancy miasta G. zamieniaja sie po zmroku w wampiry i poluja na nowoprzybylych. Chyba pojde do domu i zamkne zaluzje. Pa.

Wednesday, May 18, 2011

z dedykacją

Stokrota skacze do przodu wielkimi krokami rozwojowymi. Hop hop. Straciła wreszcie lęk przed strrrrasznie przerrrrażającym mieszkaniem moich rodziców, pozwala się brać na ręce i zabierać od mamy na  - o desperacka odwago! -całe dziesięć minut. Sssa rabarbar i kabanosy - to gościnność cioci Hanki. Pcha ręce do pysków wielkich brytanów Bili i Pako, które ze zdziwienia liżą ją po twarzy. Pije wodę z wanny - naprawdę nie wiem skąd ta chętka nagle, amerykańskiej wody nie pijała. Wspina się na schody, przy okrzykach zachęty moich rodziców którym NAPRAWDĘ do głowy nie przyszło że to może nie najlepszy pomysł. Nie oświeciłam ich, bo i tak uchodzę za matkę tyrankę, która broni dziecku tak fajnych czynności jak zabawa gwozdziami, nieprzerwane oglądanie kreskówek i chlapanie rękami w sedesie. No dobra, niech wchodzi na te schody, w domu i tak nie mamy. Cieszę się że wreszcie wyszła do ludzi, bo inaczej w lipcu czekałaby ją trauma. Zaczniemy przedszkole na trzy dni w tygodniu. Ale na razie - wakacje!

Tę notkę dedykuję literom ą ę ż ó ś i ć które z okazji mojej wizyty w kraju ojczystym pojawiły się na tym blogu. Zobaczymy czy zostaną na dłużej.

Tuesday, May 10, 2011

co zrobilo ze mna dziecko

Dziecko wprowadza w  matce nieustajace zmiany. I nie mowie tu o moim nagle zaokraglonym brzuchu, wokol ktorego zadomowila sie juz miekka oponka, nie wykazujaca tendencji zanikowych (a nigdy, przenigdy jej tam wczesniej nie bylo!). Nie mowie nawet o moich wyciagnietych piersiach, ktore dobry stanik na szczescie jeszcze  ratuje. Jezeli jestesmy przy czesciach ciala, to chodzi mi bardziej o serce. Od urodzenia Stokroty czuje sie jakbym nosila serce na dloni. Zmieklam. Odhardzialam. Zobilam sie jak wrazliwa, miekka galaretka. Zwlaszcza jesli chodzi o dzieci. Kiedy widze chore, cierpiace, zaniedbane, niekochane dziecko - czy to w realu czy w telewizji - rozlatuje sie na kawalki. Najpierw sie dziwie, potem sie wsciekam, potem placze. A potem biegne sie upewnic ze ze Stokrota wszystko w porzadku, i tule ja do siebie jakbym ja chciala udusic. Taka ze mnie delikatna mimoza nagle. Do niedawna widok cierpiacych dzieci wzbudzal we mnie co najwyzej czysto intelektualne oburzenie  - a teraz chcialabym wszystkie je ratowac i karmic goraca zupa i ciasteczkami. Jak to sie stalo?

Sunday, May 8, 2011

dupa blada

W marcu mialam pojechac na mini wakacje do Kaliforni, a tesciowa miala zostac ze Stokrota. Nie pojechalam, bo Stokrota zachorowala a tesciowa sie bala sama zostac. Na Wielkanoc mialam pojechac na mini wakacje do polnocnej czesci stanu Nowy Jork. Przerwalismy wakacje, bo Stokrota odmawiala wspolpracy na wyjezdzie i nie spalismy przez trzy noce. W ten poniedzialek mialam leciec ze Stokrota do Polski i odpoczac na lonie rodziny. Stokrota ma niewiadoma infekcje i wysoka goraczke i dzisiaj po spedzeniu czterech godzin u lekarza zdecydowalam sie przelozyc wyjazd. Od dziesieciu miesiecy nie spedzilam ani jednej nocy z dala od dziecka, najdluzszy czas to moze 8 godzin w ciagu dnia. Mam dosyc. Naprawde. Jestem zmeczona zmeczona zmeczona. Juz dluzej nie wytrzymam. I co z tego? Pojde na dwor sie wykrzyczec? Zjem dwie tabliczki czekolady? Przeplacze godzine w wannie? Obraze sie i zamkne Stokrote w jej pokoju- niech ryczy? Powiem mezowi niech idzie w diably z dzieckiem, psem, i calym majdanem? Jeszcze nie zdecydowalam.

Friday, May 6, 2011

these are a few of my favorite things

Co lubie w Nowym Yorku:
- Lubie ludzi. Skadkolwiek by sie nie bylo, w NYC mozna sie wpasowac. Jest pelen ludzi cudownie normalnych - np. nasza sasiadka wygladajaca codziennie przez swoje parterowe okno, i komentujaca wszystko, od ubrania Stokroty do psa dozorcy. Po prostu uniwersalny archetyp babci ktora kladzie sobie poduszke na parapecie i uczestniczy w zyciu ulicy. I jest NYC pelen ludzi cudownie nienormalnych (w sensie odstajacych od normy). Na naszej przecznicy mieszka transwestyta nie rozstajacy sie z ciemnymi okularami nawet w zimie, wielki bezdomny murzyn zyjacy ze swojej walizki, czterdziestolatek z irokezem puszczajacy radio na zewnetrzych schodach gdy tylko nadarzy sie okazja, i rozni tacy.
 - Lubie widok Manhattanu, to co Amerykanie nazywaja skyline, zarys drapaczy chmur na niebie. Niestety nie widze go z okna (moj czynsz bylby wtedy duzo wyzszy!), ale krotki spacer wystarczy by miec calkiem niezla panorame. Samego Manhattanu nie lubie.
 - Lubie fakt ze sprzedawczyni kawy w Dunkin Donuts, pani w piekarni, i chinska szwaczka (ktora zawsze skraca mi spodnie-niziutka jestem) rozpoznaja mnie i Stokrote i ze mna gawedza.
 - Lubie moc isc sobie do Metropolitan Museum i tonem wtajemniczonej zarzadac biletu za 1 dolar. Turysci nie wiedza ze cena biletow jest "sugerowana" i placa $20. Lubimy tam sobie ze Stokrota pochodzic, pomimo ze jak sie ostatnio dowiedzialam z praktyki, noszenie dzieci "na barana" jest surowo zabronione (????).
 - Lubie fakt ze bilety lotnicze do Europy sa w miare tanie i latwo dostepne i lot trwa tylko pare godzin, a nie kilkanascie jak z Kaliforni.

W sumie tak piszac uswiadamiam sobie ze duzo rzeczy lubie, chociaz zupelnie sie tego nie spodziewalam przeprowadzajac sie tutaj. W nastepnej notce ponarzekam na to czego nie lubie....

A Stokrota ma Infekcjeniewiadomojaka. Polega ona na goraczce, marudzeniu bezustannym, odmowie jedzenia, i okazjonalnym rozczulaniu matki nieprzytomnym 'biciem brawa', czyli klaskaniem w malignie oraz usmiechaniu sie ciagle bezzebnym usmiechem. I NIE TO NIE JEST ZABKOWANIE. Jestem zdania ze Stokrota zdecydowala sie zrezygnowac z mleczakow i poczekac na zeby stale.

Monday, May 2, 2011

tanczenie na trumnie

Jakos niesmaczne mi sie wydaje te swietowanie smierci Ben Ladena. Nie spodziewalabym sie ze wzbudzi ona takie emocje. Oto jak nasi sasiedzi na sasiedniej ulicy uczcili to wydarzenie: