Thursday, July 28, 2011

tra ta ta oto ja

Mam ochote napisac cos bardzo niepoukladanego.Zbyt chaotycznie mi sie zyje ostatnio, zeby silic sie na porzadek.

- znalazlam karalucha w moim daniu w chinskiej restauracji. tego samego dnia znalazlam karalucha na klatce schodowej w naszym domu. przypadek czy inwazja insektow?
 - stokrota boi sie wanny. wg. mojej znajomej to dlatego ze nauczyla sie, ze woday wyplywa przez odplyw, i boi sie ze zostanie wciagnieta. tez bym sie bala.
-  moje badania ida mi powoli i stresujaco. nie wiem czy nadaje sie na antropologa. chcialabym robic wszystko teraz, natychmiast, zamiast czekac az ktos laskawie raczy ze mna porozmawiac.
 - zapisalismy sie na zip-car. polega to na tym ze placi sie miesieczna skladke, i pozna potem tanio wypozyczac samochod, i co najwazniejsze, bardzo blisko nas. moze potrzebuje wizyty w ikea zeby jakos upiekszyc nasze zabalaganione mieszkanie. nakupuje pelno skrzynek i bede tam wrzucac wszystko co lezy na podlodze kazdego wieczora.
- moj pies wszedl w jakis okres godowy, czy cholera wie co, ale robi bardzo niefajne rzeczy z naszymi poduszkami. bardzo niefajne, dozwolone od lat 18. trzeba wyprac poduszki.
- moja siostra ma kryzys finansowy i musze sie zastanowic jakby tu jej pozyczyc kase, oznacza to ze bedziemy mieli dlug na karcie kredytowej, a luby bedzie nieszczesliwy z tego powodu. nie lubi dlugow, ten moj maz.
- odchudzam sie (tak tak, efekt tego faceta w drogerii, ktory posadzil mnie o bycie w ciazy). kawa bez cukru, obiad bez tluszczu, zycie bez smaku
 -  a teraz znikam i nogami fikam

Sunday, July 24, 2011

Chinka

W sobote bylam w lokalnej bibliotece na warsztatach robienia branzoletek ze starch plastikowych siatek. Uczestnictwo w takich lokalnych wydarzeniach to czesc mojej pracy - nie jest to az takie fajne jakby sie zdawalo. Warsztaty przyciagaja tlumy dziwnych ludzi, glownie dlatego ze odbywaja sie w klimatyzowanym budynku i sa za darmo. Obok mnie przy stole siedzialy dwie panie po szescdziesiatce, jedna biala, jedna czarna, i dziewczynka Chinka okolo dziesiecioletnia. Jedna z pan opiekowala sie nia po sasiedzku, bo rodzice dziewczynki zajeci za prowadzeniem restauracji. Dziewczynka Chinka powiedziala mi ze chcialaby uczyc sie chinskiego, ale jej mama nie pozwala. Spytalam dlaczego, bo pomyslalam ze moze chce zeby jej dziecko mowilo tylko po angielsku (niektorzy emigranci tak maja).  A ona na to ze nie, ale ze nie ma czasu na lekcje bo musi pracowac w restauracji.I ze umie zrobic pyszne kluski z serem. No po prostu nie wiedzialam co odpowiedziec, zatkalo mnie. Ona nie miala wecej niz 10 lat.  Wiedzialam ze dzieci tu w Ameryce tez pracuja, ale zawsze zdawalo mi sie ze musza miec przynajmniej 15 lat. No to teraz juz wiem. 
A branzoletka wyszla mi bardzo piekna, juz zastanawiam sie komu ja dac na gwiazdke:)

Thursday, July 21, 2011

czy u was tez tak wyglada?

Nie lubie prac domowych. W zasadzie wogle nie przepadam za praca, chyba ze wyjatkowo mnie wciaga. Niestety, od pojawienia sie Stokroty mowie o sobie ze jestem leniuchem wierzacym, ale nie praktykujacym. Nie mozna po prostu sie lenic majac dziecko, jest to niemozliwe, trzeba zwlekac sie z lozka o niemozliwych godzinach, przygotowywac jedzenie, bawic sie, spacerowac, pilnowac, itp. Tak wiec zaczelam dumnie myslec o sobie jako kobiecie pracujacej. Ale, skoro jestem kobieta pracujaca, jak TO jest mozliwe? Jak moze mieszkanie po jednym zaledwie dniu od sprzatania wygladac TAK?:

Monday, July 18, 2011

witaj szkolo

Od dzisiaj Stokrota jest zinstytucjonalizowana. Trzy dni w tygodniu, na razie, ale tak czy siak jest to poczatek nastepnych dwudziestukilku lat w roznego rodzaju placowkach. A jezeli ma geny po rodzicach, to pewnie i trzydziestukilku. Odstawilam ja dzisiaj do zlobka, prz akompaniamencie ryku strasznego, bo byla biedaczka niewyspana i nieszczesliwa o poranku. I teraz oto siedze przy kuchennym stole, luby zmywa naczynia, a ja w pelnym luksusie surfuje internet, nie muszac co chwila zdejmowac malych lapek z klawiatury, wyprowadzac Stokroty z lazienki i przerywac jej zabawy z woda sedesowa, wynajdowac przedziwnych przedmiotow ktorymi moglaby sie bawic (ostatnio: szczotka do warzyw, podelko po krakersach, i portfel taty), i patrzec jak tysiace chrupek cheerios sa wdeptywane w dywan. Nie wierze. Mielismy co prawda w planach wykorzystac pierwsze chwile samotnosci w sposob bardziej, ze sie tak wyraze, romantyczny, ale jakos poniedzialkowy ranek nie sprzyja romantycznym nastrojom, wiec zdecydowalismy sie posprzatac te wszystkie cheeriosy, brudne lyzeczki, stosy ubranek, i kubki po kawie. Taka to swojska romantycznosc po osmiu latach malzenstwa...

Thursday, July 14, 2011

you don't make me happy!

"You don't make me happy!": Wlasnie ten tekst uslyszalam przed chwila przez okno. To 6-letni synek naszej sasiadki o cos tam sie na nia obrazil i ryczal przejmujaco. Ale ten wybor slow! Kurcze, "you don't make me happy!" - nigdy w zyciu bym nie pomyslala ze dziecko na cos takiego wpadnie i wykrzyczy to mamie. Nie jakies tam "I hate you", albo "Stupid mum!", ale wlasnie to. Zastanawiam sie skad to sie mu wzielo - moze uslyszal w jakims filmie. No i mamy kwitesencje macierzynstwa - najwyrazniej jest nia uszczesliwianie dzieci:)
A Stokrota tymczasem podbija place zabaw. Ciagnie ja do dzieci jak nie wiem co. Ale w sumie nie wie co ma z tymi dziecmi robic. Wiec wyglada to tak, ze ciagnie mnie w strone jakiegos piecioletniego delikwenta, zatrzymuje sie okolo pol metra od niego (badz niej) i wpatruje sie jak sroka w gnat, przez dobre 10 minut. Biedne dzieci nie wiedza jak na to reagowac. Najsmieszniejsze jest ze robi tak tez z doroslymi. Dzisiaj podciagnela mnie do laweczki na ktorej siedzialy trzy panie muzulmanki w chustach na glowach. Stokrota stanela przed nimi i zapatrzyla sie. Usmiechalam sie nerwowo do obiektow jej zainteresowania i otrzymalam w zamian trzy szerokie,  zlotozebne usmiechy.

Monday, July 11, 2011

bun in the oven

"Do you have a bun in the oven?"  Tak oto zagadal do mnie mily pan sprzedawca w drogerii. W wolnym tlumaczeniu znaczy to "czy jestes w ciazy? ". I nie, ten pan nie sprzedawal mi zadych lekow ktore moglby zaszkodzic ewentualnej ciazy. Ten pan wpatrywal sie z sympatia w moj brzuch, sprzedajac mi krem do twarzy. Z truden usmiechnelam sie promiennie i powiedzialam: "nie, ale niedawno urodzilam dziecko". Nie wyznalam mu ze to 'niedawno' bylo rok temu. A sobie powiedzialam ze ide na diete. Od jutra!
A tymczasem oto ja i moj synek "Toby", bo tak ostatniu przedstawiam Stokrote ciekawskim paniom w autobusie. 

Thursday, July 7, 2011

czy jestem wyrodna matka?

Mam ostatnio jakies wahania nastroju jezeli chodzi o moje macierzynstwo. Pobyt w Niemczech i codzienne wyjscia do pracy, podczas gdy moja mama zajmowala sie Stokrota, byl fajnym przezyciem. Nie wiem dlaczego nie realizuje sie jakos w zajmowaniu sie dzieckiem. To znaczy dobrze mi ze Stokrota, kocham ja, uwielbiam patrzec jak sie uczy nowych rzeczy, smieje, goni psa, albo slodko zasypia ze swoja ulubiona butelka. Ale z drugiej strony, jak mysle o tych wszystkich godzinach spedzonych na noszeniu jej, bezustannym prowadzeniu za reke zgieta w pol, karmieniu papkami, praniu ubrudzonych papkami ubranek, zabawianiu, wizytach u lekarza, zamartwianiu sie o przedszkole, to zaczynam sie zastanawiac czy warto. Czy majac wybor zrobilabym to jeszcze raz - zdecydowala sie na dziecko? I coraz czesciej nie potrafie odpowiedziec na to pytanie. Co nie znaczy ze nie. Ale nie znaczy tez ze tak.  Brzmi to strasznie, zwlaszcza ze nigdzie nie slyszalam by ktos mial podobne watpliwosci juz po urodzeniu dziecka. A ja wlasnie dopiero niedawno stwierdzilam, ze byc moze nie wszyscy ludzie sa stworzeni do posiadania dzieci. Kiedys wydawalo mi sie ze to jakas naturalna potrzeba, ktora byc moze niektorzy zagluszaja. A teraz jestem pewna ze tak nie jest. Ze zycie bez dziecka jest mozliwym, i byc moze dla niektorych lepszym rozwiazaniem.
Ale byc moze naszly mnie te wszystkie egzystencjalne rozwazania bo dopiero co wrocilismy ze Europy,  czuje ze znowu jestesmy zdani na siebie, i troche jestem ta perspektywa zmeczona na zapas...

Tuesday, July 5, 2011

witamy w ameryce

No jestesmy. Wreszcie. Kiedy taksowka z lotniska zajechala w koncu na nasza ulice zatrzymal ja potezny napis i barierka "police line - do not cross".
- "Jezu, zamordowali kogos na naszej ulicy, wiedzialam ze na Queensie tez sa wojny gangow!" - taki mniej wiecej byl tok mojego myslenia po 24 godzinach niespania. Kiedy juz taksowkarz wyrzucil nas z samochodu i odjechal z piskiem opon okazalo sie ze to nie wojna gangow, tylko dwie rodziny z sasiedztwa urzadzily sobie impreze z okazji 4 lipca. Ale byla to impreza uliczna, i objawiala sie paleniem ogniska na ulicy - tak wlasnie - OGNISKA na ULICY - oraz spozywaniem ogromnej ilosci alkoholu na schodkach wejsciowych do domu. Kiedy juz weszlismy i zabarykadowalismy sie w srodku, rozlegly sie wybuchy, ktorymi patriotycznie nastawieni sasiedzi swietowali niepodleglosc. Czy probowaliscie kiedys uspic dziecko przy akompaniamencie fajerwerkow? "Spij dziecinko, moja mala, czas na ciebie juz" -spiewalam Stokrocie szeptem, a tu co chwila wielkie BUM odbijalo sie donosnym echem po okolicznych kamienicach. Nie polecam. I nagle tesknie za spokojnym, czystym, zielonym, niemieckim miasteczkiem G.

Friday, July 1, 2011

quo vadis, Stokroto?

Stokrota chodzi. Sama. Puszcza moja reke i stawia kilka niezaleznych krokow, potem zaczyna sie chwiac i czeka az ja zlapie. Wiec lapie. Jestem 'catcher in the rye'. Holden Caulfield. Dobrze ze jeszcze moge ja zlapac, bo ostatnio w blogach dominuje tematyka przemijania, nieuchronnie zwiazana z zakonczeniem przedszkola przez male dziewczynki i chlopcow.
Poza tym przejadly mi sie drozdzowki. Nie wiedzialam ze to mozliwe, ale po szesciu tygodniach w Niemczech nie moge na nie patrzec. A nawet nie jadlam ich codziennie, tylko co drugi dzien. A w szkole sredniej codziennie serwowalam sobie paczka z konfitura z rozy, i jakos mi sie nie przejadaly. Starzeje sie - czyli jednak przemijanie ;)
W poniedzialek wyruszamy do domu. Yuppie! Moja mama pewnie wyleje morze lez zegnajac sie z wnuczka - oczywiscie uwaza ze samodzielne kroki Stokroty to jej osobista zasluga. A my wtarabanimy sie do samolotu, pogodnie odeprzemy spojrzenia niechetnym dzieciom wspolpasazerow, wypijemy sobie winko- lub mleczko- w zaleznosci od preferencji, i wyladujemy na amerykanskiej ziemi. Hura!