Sunday, October 30, 2011

chatka puchatka

Halloween wyprawione. Dwulatki i jednolatki okielzlane. Stokrota po negocjacjach zgodzila sie zalozyc kostium Puchatka, poniewaz przypominal jej nieco pizame. Po wyprawieniu z domu hordy malentasow spoconych pod nylonowymi kostiumami, sama bylam spocona jak pizmak. Padlam i spalam. Zadnych duchow nie widzialam - jeszcze!


Friday, October 28, 2011

Halloween

Nieunikniony post o Halloweenie. W tym roku postanowilam obchodzic z pelna pompa, i urzadzam impreze dla dzieciatych i niedzieciatych znajomych (ciekawe czy takie polaczenie jest funkcjonalne). Jutro nawiedzi nas dziesiecioro doroslych i osmioro dzieci w, mam nadzieje, rozmaitych przebraniach. Udekorowalam dom na pomaranczowo i wydrazylam cholerna dynie (co, bez odpowiedniego zestawu narzedzi, jest zajeciem wrecz niebezpiecznym dla zycia). Zrobilam chlebek bananowy (mial byc dyniowy, ale nie cierpie dyni, z dyni upraze tylko pestki), polska salatke ziemniaczana, i tarte ze szpinakiem. Nie sa to moze typowo halloweenowe potrawy, ale na szczescie nasi goscie tez w wiekszosci nie sa amerykanami. Dla Stokroty kupilam przebranie misia,, ale kiedy wtloczylam na nia wielki, poduszkowaty brzuszek misia, zaczela ryczec i krzyczec, przestajac dopiero kiedy nieszczesny stroj znalazl sie w szafie poza zasiegiem wzroku. I co teraz, pytam sie? Nie naleze do mam ktore z igla w reku dziergaja dziecku kostium, kleja papierowe czapki, albo nawet maluja twarze farbkami. O nie, znam swoje mozliwosci....Zobaczymy czy do jutra cos wymysle.

Monday, October 24, 2011

pani Jola

Do przedszkola chodzi Kasia
Wiatr do tanca ja zaprasza
Szkola kiwa do niej reka
Chodz tu do mnie Kasiu, predko. 

Moj Sp. dziadek ten wierszyk wpisal mojej siostrze do pamietnika, wiele, wiele lat temu. A przyszedl mi do glowy bo dzisiaj pewna pani przedszkolanka niezle namacila mi w glowie. Otoz w naszym przedszkolu nagle pojawila sie pani, nazwijmy ja Jola, ktora, jak sama nazwa wskazuje, jest Polka.  Zaczela prace moze dwa tygodnie temu, tydzien temu zorientowala sie ze jestemy, hm, hm, krajankami. I dzisiaj jak odbieralam Stokrote pani Jola krzyczy do mnie w jezyku rodowym przez cala dlugosc sali: - "Dzien dobry, dzien dobry" - powodujac lekka konsternacje wsrod pozostalych nian. Zbliza sie do mnie, pokazuje mi Stokrote,  i dramatycznym szeptem pyta "Czy ona w domu mowi???". Hm, jezeli chodzi o 16 miesieczne dzieci jest to trudne pytanie. Owszem, Stokrota mowi. Czy ja wiem co ona mowi? Nie wiem, bo wszelkie przemowy wyglasza w znanym tylko sobie dialekcie. Poinformowalam o tym pania Jole, ktora smutnie pokiwala glowa. "No wlasnie - bo tu tez NIE MOWI". Dziwne, przed chwila jej wyjasnilam ze wlasnie mowi. Poszerzylam swoja wypowiedz, wyjasniajac pani Joli ze w domu mowimy po polsku, wegiersku i angielsku, wiec ma prawo, biedna Stokrota, troche byc zdezorientowana. Pani Jola nie byla przekonana. "I ona siedzi tak poza grupa, i nie lubi jak ja dotykac!" - powiedziala oskarzycielsko. To mnie troche zatkalo, nie wiedzialam co powiedziec, wiec tylko wydalam jakis nieartykuowany dzwiek. Bo mowiac szczerze przestraszylam sie, pojawila mi sie przed oczami wizja autyzmu, biednej Stokroty bujajacej sie w przod i w tyl w chorobie sierocej, albo tez liczacej w swoim genialnym, aspolecznym umysle kropki na dywanie. Wyszlam wiec z przeszkola lekko zaszokowana. Zadzwonilam do Lubego, ktory troche mi przemowil do rozumu. Po namysle stwierdzilam ze: pani Jola, z radoscia odkrywszy prawdziwe Polskie Dziecko w przedszkolu zapalala ogromnym zapalem zeby sie ze Stokrota zaprzyjaznic, i zostala, niestety odrzucona. Stokrota lubi kogos poznac blizej zanim sie z nim bedzie zadawac. Troche to trwa. Dluzej niz tydzien, na pewno. Przypuszaczam ze Stokrota odrzucila jakiekolwiek czulosci ze strony pani Joli, co ta zinterpretowala jako aspolecznosc. Bo przeciez jak moze Polskie Dziecko nie lubic Polskiej Pani??? No moze. Ale nerwow mnie troche kosztowalo. I jeszcze przypomnialo mi sie ze jak ja poszlam pierwszy raz do przedszkola, do grupy III, dokladnie pamietam, pieciolatkow, to spedzilam pierwszy tydzien chodzac w dookola sali, szerokim lukiem omijajac wszystkie dzieci, i spiewajac "goralu czy ci nie zal". Co moja biedna mama musiala przejsc z tego powodu? Chociaz moze nic, w tamtych czasach nikt by sie na tyle nie przejal zeby informowac rodzicow.


Wednesday, October 19, 2011

Oto widzisz, znowu idzie jesień
człowiek tylko leżałby i spał..

Mam kryzys rodzinny. Kryzys rodzinnowania. Mam ochote byc niezalezna, rozpinac skrzydla jak orzel, przepraszam, orlica, i leciec do Azji. Albo do Afryki, jak bocian. Czy wiecie ze bociany NAPRAWDE lataja do Afryki? Wlasnie mi sie ten fakt przypomnial, jak bajka z dziecinstwa, tylko ze jest to prawda najprawdziwsza. Taki swojski bocian Kajtek rozpina skrzydla leci leci leci leci i laduje w Afryce. Ciekawe gdzie, np. na pustyni chyba nie, no nie? A ja tu siedze i dziecko chowam. Obiadki gotuje. Sweterki prasuje. Bluzki prasuje. Biale bluzki, przyjaciolko moja. A mam ochote gdzie indziej. Np. w Indiach byc, chociaz to bardzo cliche, ale wytatuowalabym sobie na reku maly kwadracik, malutki kwardracik, tylko ja wiem dlaczego, haha. I nie, nie pilam, nie lubie pic za duzo bo potem mi sie chce spac, albo mi smutno. Czy ja juz zawsze musze byc w trojcy, trojcy nieprzenajswietrzej, nigdy ja ja ja ja, sama, jak ja chce, co ja chce, samolubnie, idiotycznie, self-indulgent little piglet. A moze niedlugo znikne i bede wygladac tak


 A na razie wygladam tak: