Sunday, July 24, 2011

Chinka

W sobote bylam w lokalnej bibliotece na warsztatach robienia branzoletek ze starch plastikowych siatek. Uczestnictwo w takich lokalnych wydarzeniach to czesc mojej pracy - nie jest to az takie fajne jakby sie zdawalo. Warsztaty przyciagaja tlumy dziwnych ludzi, glownie dlatego ze odbywaja sie w klimatyzowanym budynku i sa za darmo. Obok mnie przy stole siedzialy dwie panie po szescdziesiatce, jedna biala, jedna czarna, i dziewczynka Chinka okolo dziesiecioletnia. Jedna z pan opiekowala sie nia po sasiedzku, bo rodzice dziewczynki zajeci za prowadzeniem restauracji. Dziewczynka Chinka powiedziala mi ze chcialaby uczyc sie chinskiego, ale jej mama nie pozwala. Spytalam dlaczego, bo pomyslalam ze moze chce zeby jej dziecko mowilo tylko po angielsku (niektorzy emigranci tak maja).  A ona na to ze nie, ale ze nie ma czasu na lekcje bo musi pracowac w restauracji.I ze umie zrobic pyszne kluski z serem. No po prostu nie wiedzialam co odpowiedziec, zatkalo mnie. Ona nie miala wecej niz 10 lat.  Wiedzialam ze dzieci tu w Ameryce tez pracuja, ale zawsze zdawalo mi sie ze musza miec przynajmniej 15 lat. No to teraz juz wiem. 
A branzoletka wyszla mi bardzo piekna, juz zastanawiam sie komu ja dac na gwiazdke:)

2 comments:

  1. Inne priorytety maja...smutne to.
    Z podobnych klimatow znam dziewczyne z Kambodzy (od wielu lat w usa). Tez od najmlodszych lat pracowala u rodzicow w restauracji, pozniej studia+praca+dodatkowo na weekendy praca u rodzicow od switu do nocy i tak do dzisiaj...i nie ma dziewczyna wytchnienia. Jezyka moze i sie nauczyla ale nie ma dziewczyna zycia poza praca i nauka.

    ReplyDelete
  2. Smutne to. Pamiętam jak pracowalam w USA w domu moich pracodawców co tydzień trawę kosił pewien Meksykanin a razem z nim 6-letni synek Santinio...

    ReplyDelete