Tuesday, May 10, 2011

co zrobilo ze mna dziecko

Dziecko wprowadza w  matce nieustajace zmiany. I nie mowie tu o moim nagle zaokraglonym brzuchu, wokol ktorego zadomowila sie juz miekka oponka, nie wykazujaca tendencji zanikowych (a nigdy, przenigdy jej tam wczesniej nie bylo!). Nie mowie nawet o moich wyciagnietych piersiach, ktore dobry stanik na szczescie jeszcze  ratuje. Jezeli jestesmy przy czesciach ciala, to chodzi mi bardziej o serce. Od urodzenia Stokroty czuje sie jakbym nosila serce na dloni. Zmieklam. Odhardzialam. Zobilam sie jak wrazliwa, miekka galaretka. Zwlaszcza jesli chodzi o dzieci. Kiedy widze chore, cierpiace, zaniedbane, niekochane dziecko - czy to w realu czy w telewizji - rozlatuje sie na kawalki. Najpierw sie dziwie, potem sie wsciekam, potem placze. A potem biegne sie upewnic ze ze Stokrota wszystko w porzadku, i tule ja do siebie jakbym ja chciala udusic. Taka ze mnie delikatna mimoza nagle. Do niedawna widok cierpiacych dzieci wzbudzal we mnie co najwyzej czysto intelektualne oburzenie  - a teraz chcialabym wszystkie je ratowac i karmic goraca zupa i ciasteczkami. Jak to sie stalo?

No comments:

Post a Comment