Tuesday, December 13, 2011

aaaagh

Za godzine i 36 minut ma przyjechac po nas taksowka na lotnisko. Chyba sie starzeje, bo jakos mi nerwy na ten wyjazd sie robia. A wszystko przez Stokrote. Samemu to czlowiek w luskusie podrozuje, kawki sie napije, filmik pooglada. A tu? Juz widze jak przez osiem godzin chodze wte i spowrotem po samolocie z dzieckiem na reku, jak pasazerowie na mnie patrza z wyrzutem ze mi dziecko placze, albo jak w miniaturowej lazience czyszcze sraczke z bluzki. Co musialam uczynic jeszcze przedwczoraj, wiec nie jest to takie az niemozliwe. 
Wszystko mamy spakowane do dwoch ogromnych walizek ktore pojada w tranzycie, i malych duperelkowych toreb do wziecia ze soba. Mamy ich trzy: jedna na laptopy, jedna dla Stokroty, jedna z psem Piklem. I wozek. Zastanawiam sie co zaginie pierwsze. I mamy przesiadke w Amsterdamie, chociaz bylam przekonana ze lot jest bezposredni, to jednak nie. A tam trzeba przez kontrole przechodzic jeszcze raz, i psa wysikac. Ja nie wiem jak my to zrobimy. Trzymajcie kciuki!

7 comments:

  1. Przesylam same pozytywne mysli, zeby tylko podroz minelo szybko i bezproblemowo!!!
    I udanego pobytu!:)

    ReplyDelete
  2. Chyba się spóźniłam się, bo zapewne jesteście już na miejscu i jestem przekonana, że Stokrota całą drogę czarowała wszystkich do okoła i nawet nie pisnęła:-) Pozdrawiam

    ReplyDelete
  3. Kochane,
    Chyba musze poprawic sobie statystyki bloga i zwiekszyc ilosc czytelnikow, aby zwiekszyc ilosc trzymanych kciukow. Lot byl absolutnie koszmarny, i oczywiscie Stokrota zaliczyla male rzyganko. Blogoslawie meza ktory pomyslal o tym by zabrac dla mnie w podrecznym bagazu zapasowa bluzke. Zapasowych spodni niestety nie mialam i siedzialam najpierw w mokrych, a potem w zesztywnialych od zwroconego mleka. Pasazerowie samolotu na trasie Amsterdam-Budapest znaczaco pociagali nosami i wachlowali sie przed nieprzyjemnym zapaszkiem plynacym z mojej strony...
    Dzieki za wszystkie cieple mysli! O Peszcie napisze potem, jak sie przestawie na pisanie na wegierskiej klawiaturze:)

    ReplyDelete
  4. Na Waszą drogę powrotną zaangażuje jeszcze palce u nóg i palce Doktoranta do trzymania kciuków!! Może chociaż z powrotem będzie się Wam leciało przyjemniej.

    ReplyDelete
  5. No to było prawie tak jak przewidziałam:P

    ReplyDelete
  6. Pisz, pisz!
    A swoja droga, Dynia dwa razy sraczka (w tym raz tuz u wrot samolotu), gdy pod reka nic do przebrania oprocz pizamy...

    ReplyDelete